środa, 1 lutego 2017

Orange


Opis fabuły: Pewnego dnia Naho Takamiya znajduje list napisany przez siebie samą z przyszłości. Wiadomość ta przekazuje dziewczynie dokładne informacje na temat wydarzeń w najbliższym czasie, rozpoczynając od tego, że do jej klasy dołączy nowy uczeń - Kakeru Naruse. Zadaniem Naho, przekazanym jej przez samą siebie za dziesięć lat, jest takie podejmowanie decyzji, aby ocalić nowego przyjaciela, gdyż w przyszłości jest on już wśród zmarłych.

Moja opinia: Od dłuższego już czasu miałam ochotę obejrzeć coś typowo dziewczęcego, może z dawką dramatu i romansu. To całkiem dobra odskocznia od sportówek i shounenów, które zazwyczaj wybieram. "Orange" wydawało się być niezłe na tę okazję, szczególnie, że moja koleżanka oceniła wysoko tę produkcję. Postanowiłam więc dać jej szansę.

Historia naprawdę mnie urzekła, ale jednak momentami aż za bardzo przypominała inną produkcję tego typu: "Ano Hi Hana no Namae wo Bokutachi wa Mada Shiranai" (czy tylko ja mam takie wrażenie?). No nic, skupmy się jednak na recenzowanej serii. "Orange" jest historią naprawdę przeuroczą, którą niezwykle miło się ogląda. Momentami potrafi wywoływać uśmiech na twarzy widza, a czasami wyciska łzy. Nie są to ogromne emocje, ale losy bohaterów nie pozostają również całkowicie obojętne. Fakt faktem, seria czasami wydawała mi się zbyt nierealna (już pomijając wątek z listem z przyszłości) i przedramatyzowama. To jednak nie wpływa znacząco na mój odbiór całości.

Główni bohaterowie to grupka przyjaciół: Naho, Kakeru, ale również Hiroto Suwa, Saku Hagita, Takako Chino oraz Azusa Murasaka. To ich oglądamy na ekranie cały czas, inne postaci pojawiają się niezwykle rzadko. Losy tej szczęśliwej szóstki, a szczególnie duetu Takamiya-Naruse, stanowią oś fabularną. Tych młodych ludzi naprawdę można polubić. Do gustu najbardziej przypadł mi wiecznie wesoły Suwa, którego poświęcenie niezwykle mnie zaskoczyło (nie zdradzę nic więcej, to byłby zbyt rażący spoiler). Jego postępowanie, co prawda, było właśnie jednym z tych nierealnych elementów fabuły - podejrzewam, że naprawdę mało kto byłby aż tak altruistyczny jak on, ale tym zaskarbił sobie moją sympatię. Tego samego uczucia nie żywię właśnie do Takamiyi (tak się do odmienia?) i Naruse, którzy niezwykle mnie irytowali swoimi humorkami. O ile w przypadku chłopaka można jeszcze przymknąć na niektóre kwestie oko, o tyle w przypadku dziewczyny... nie, nie, nie. Zdecydowanie nie jest to moja ulubiona bohaterka.

Kreska jest naprawdę prześliczna, aż miło się patrzy. Projekty postaci może i nie są szczególnie wyróżniające się na tle innych, ale może to i lepiej. W końcu są to przeciętni japońscy licealiści, którym jedynie przydarzyło się coś niecodziennego. Muzyka natomiast należy do tych delikatnych i jest po prostu przyjemna dla ucha. Raczej nie zapadnie mi na dłużej w pamięci, ale dobrze komponowała się do całości. Sprawa ma się nieco inaczej z openingiem ("Hikari no hahen" wykonywane przez Yu Takahashiego) oraz endingiem ("Mirai" zespołu Kobukuro) - utwory te z pewnością pozostaną ze mną na dłużej.

Podsumowując, anime naprawdę przypadło mi do gustu i jestem skłonna określić je jako dobre, pomimo kilku wad (niekiedy brak realizmu i irytująca parka bohaterów). Historia przeurocza, zamknięta w trzynastu odcinkach. W pewien sposób nawet trzymała napięcie i właściwie wcale się przy niej nie nudziłam. Z czystym sumieniem mogę polecić.

★★★★★★★★✰✰

Metryczka: liczba epizodów: 13; emitowane: 04.07-26.09.2016 (sezon lato 2016); pierwowzór: manga ("Orange" Ichigo Takano); reżyseria: Hiroshi Hamasaki; Telecom Animation Films

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic