wtorek, 19 grudnia 2017

Ballroom e Youkoso


Opis fabuły: Fujita Tatara to introwertyczny trzecioklasista z gimnazjum. Jest on nękany przez przestępców, z których rąk ratuje go profesjonalny tancerz - Kaname Sengoku. Przez to wydarzenie gimnazjalista ląduje w studiu tańca jego wybawcy, gdzie spotyka Shizuku Hanaokę - jego koleżankę ze szkoły, którą potajemnie adoruje. Ostatecznie Tatara zostaje wciągnięty do świata tańca. Sengoku rozpoznaje w nim potencjał i postanawia zacząć go nauczać. Wkrótce chłopak poznaje również Kiyoharu Hyodou, który jest wieloletnim partnerem tanecznym Hanaoki, i stawia go sobie za wzór. Taniec towarzyski staje się dla gimnazjalisty pasją, w której zamierza się rozwijać.

Moja opinia: Zapewne gdyby nie moja znajoma, nie sięgnęłabym po tę serię. Możliwe, że nawet bym o niej nie usłyszała. A szkoda, bo jest ona naprawdę ciekawa i z pewnością daje sporo radości. Do obejrzenia zachęcił mnie fakt, że jest to anime sportowe oraz tych samych twórców, którzy wypuścili na ekrany Haikyuu!!. Niczego więcej mi nie było trzeba. Dwadzieścia cztery odcinki minęły w oka mgnieniu i liczę na kontynuację.

Jednym z częstszych motywów w sportowych seriach jest tak zwane "od zera do bohatera". Pozwala to nam obserwować głównego bohatera (czy też całej drużyny) - jego sukcesy, porażki, rozwój w wybranej dyscyplinie. Tak właśnie jest w przypadku Tatary Fujity. Przechodząc przez kolejne odcinki Ballroom e Youkoso, widz ma okazję do śledzenia poczynań chłopaka i jego rozwoju. Jest to na swój sposób fascynujące, często też motywujące czy inspirujące. Żeby jednak nie było kolorowo, do pewnych wątków, szczególnie z drugiej części serii, wciąż jestem nie do końca przekonana. Wydało mi się to nazbyt naciągane i niezbyt naturalne.

Muszę przyznać, że bohaterowie wywoływali we mnie różne emocje. Jednych polubiłam od razu, jak to było w przypadku Fujity, Sengoku czy Hyodou, inni z początku irytowali, ale wkrótce się do nich przekonałam (Gaju Akagai czy Hiyama), inni natomiast ani mnie ziębią, ani grzeją. Trochę żałuję, że nie wszystkie postaci zostały do końca rozwinięte. Myślę, że ich historie mogłyby być równie pasjonujące, jak opowieść o głównym bohaterze.

Muzyka to element, który z pewnością odgrywa ważną rolę w tej serii. W końcu nie wyobrażam sobie zawodów tańca towarzyskiego bez towarzyszącego podkładu. Muzyka została dobrze dopasowana, mieliśmy okazję wysłuchiwać pewnych utworów nie tylko podczas występowania bohaterów na parkiecie, ale również w czasie innych sytuacji. Najbardziej w pamięć zapadły mi jednak obie piosenki otwierające poszczególne odcinki. W obydwu openingach zostały użyte utwory zespołu UNISON SQUARE GARDEN, a są to kolejno 10% roll, 10% romance oraz Invisible sensation. Zapadają w pamięć i z pewnością będę je nucić jeszcze jakiś czas po zakończeniu serii.

Kreska w Ballroom e Youkosou jest dosyć specyficzna. Postaci często, w szczególności podczas tańca, wyglądają wręcz karykaturalnie i po prostu brzydko. Z początku mi to przeszkadzało, wkrótce jednak się przyzwyczaiłam i zaczęłam to doceniać. Wiem jednak, że nie każdemu taki sposób rysowania postaci przypadnie do gustu i, niestety, może to być powód do odrzucenia serii. Coś, co mnie jednak urzekło, to projekty niektórych sukni. Momentami miałam ogromną ochotę coś takiego przywdziać i chociaż przez chwilę poczuć się jak gwiazda parkietu.

Zaletą serii z pewnością jest wyważenie między humorem i powagą. Uwielbiam takie połączenia, dla mnie są ogromnym plusem. Nie jest to jednak jedyny pozytyw Ballroom e Youkosou. To z pewnością również ciekawa tematyka, bohaterowie z krwi i kości, świetna muzyka i, na swój sposób, nietypowa kreska. Czy polecam tę serię? Pewnie się domyślacie, że tak, jak najbardziej. Jeżeli poszukujecie ciekawej sportówki, czy po prostu dobrego anime, dołączcie do Studia Sengoku i dajcie się porwać!

★★★★★★★✰✰✰

Metryczka: liczba epizodów: 24; emitowane: 9.07.2017 - 17.12.2017 (lato 2017); pierwowzór: manga (Ballroom e Youkoso); reżyseria: Yoshimi Itazu; Production I.G.

niedziela, 17 grudnia 2017

Love Live! School Idol Project


Opis fabuły: Liceum Otonokizaka jest w kryzysie! Liczba uczniów, którzy zapisują się do szkoły, jest z roku na rok coraz niższa, co grozi zamknięciem placówki. Uczennica drugiej klasy, Honoka Kousaka, nie chce do tego dopuścić. Szukając rozwiązania problemu, natrafia na niezwykle popularny zespół szkolnych idolek - A-RISE  - i postanawia pójść w ich ślady. Wraz ze swoimi przyjaciółkami z dzieciństwa, Umi Sonodą i Kotori Minami, zakłada własna grupę, którą nazywa µ's (muse). Jej celem jest zwiększenie rozpoznawalności szkoły i uratowanie jej przed wygaszeniem. Niestety, nie wszystko idzie gładko, gdyż na drodze w realizacji planu staje Eri Ayase, przewodnicząca liceum Otonokizaka. 

Moja opinia: Idolki stały się ostatnio dosyć popularne na konwentach. Nie ma chyba imprezy, na której nie pojawiłaby się przynajmniej jedna cosplayerka którejś z członkiń µ's. Zaciekawiona tym fenomenem, postanowiłam obejrzeć anime. Chciałam wiedzieć, o co tyle szumu i z czym to się faktycznie je. Cóż mogę powiedzieć? Love Live! School Idol Project to dosyć przyjemna seria, aczkolwiek nie wyróżniająca się znacząco na tle innych produkcji o tematyce szkolnego życia, absolutnie nie jest to must watch. Przejdźmy jednak do szczegółów.

Po tym tytule nie sposób spodziewać się czegoś więcej niż prostej fabuły. Już sam opening zdradza, jak potoczą się losy zespołu szkolnych idolek. Nie uświadczymy tutaj żadnej rywalizacji między µ's a innymi grupami, a myślę, że taki wątek mógłby być ciekawym urozmaiceniem fabuły. Przez wszystkie odcinki uwaga skupia się na dziewiątce głównych bohaterek, które wchodzą w interakcje między sobą i starają się stworzyć nić porozumienia. Co więc oczyma widza przy tej serii? Myślę, że jest to w pewnej mierze humor. Nie jest on wyszukany, aczkolwiek nie raz sprawił, że na mojej twarzy pojawił się chociaż minimalny uśmiech.

Dziewięć bohaterek, które mamy okazję oglądać przez trzynaście odcinków na ekranie, z pewnością można nazwać sympatycznymi. Fakt, momentami wydają się być irytujące (szczególnie odczuwałam to w przypadku Nico, Kotori, momentami też Honoki), jednak mimo wszystko nie jestem w stanie się za to na nie gniewać. Oglądanie ich przygód związanych ze szkolnym klubem idolek było dla mnie po prostu dobrą rozrywką. W pewnym momencie wręcz zaczęłam kibicować dziewczynom, żeby wszystko poszło po ich myśli i żeby w dalszym ciągu się rozwijały.

Muzyka stanowi dosyć ważny element serii. W końcu zespoły idolek zajmują się przede wszystkim tańczeniem i śpiewaniem przed publicznością. Piosenki zapadły mi w ucho, w szczególności utwór wykorzystany w openingu (Bokura wa Ima no Naka De)  oraz pierwsza piosenka µ's (Start:Dash!). Nawet po skończeniu serii wciąż je nucę i czasami po prostu włączam, bo nastrajają człowieka pozytywnie. Do gustu przypadła mi również piosenka z endingu, Kitto Seishun ga Kikoeru.

Pod względem wizualnym Love Live! kojarzy mi się przede wszystkim z żywymi kolorami i dosyć płynną animacją. Wpasowuje się to idealnie w konwencję szkolnych idolek, występujących w wielobarwnych i nieco wymyślnych strojach przed publicznością młodych ludzi. Projekty postaci nie są wyszukane. Może to i nawet lepiej, w końcu µ's to zbieranina przypadkowych uczennic, a niekoniecznie urodzonych gwiazd, od zawsze wyróżniających się z tłumu.

Przyznaję, jestem zaskoczona, że tak ciepło odebrałam serię o idolkach. Spodziewałam się raczej czegoś irytującego - na szczęście rzeczywistość okazała się być inna. Jak już pisałam, Love Live! to nie jest produkcja wyjątkowa ani odkrywcza, ale przyjemna w odbiorze. Jeżeli, tak jak ja, jesteście ciekawi historii o µ's lub nie macie nic innego do oglądania, sięgnijcie po idolki. Jeśli nie - odpuścicie.

★★★★★★✰✰✰✰

Metryczka: liczba epizodów: 13; emitowane: 06.01.2013 - 31.03.2013 (zima 2012/13); pierwowzór: manga (Love Live!), light novel (Love Live! School Idol Diary); reżyseria: Takahiko Kogyoku; Sunrise

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic